wtorek, 29 kwietnia 2014

Do kogo jest podobne moje dziecko???

Wczoraj wrzuciłam zdjęcie na fb i instagram moich chłopaków. Do siebie podobni nie są. Jak dla mnie są zupełnie inni. Ale do kogo są podobni do mamy czy taty :D  Zdjęciami taty z okresu dziecięcego nie dysponuję ale mam swoje na których najlepiej widać podobieństwo. Lub nie widać go wogóle :)



Wyszli mega poważnie. To jedno z kilku ujęć ale spodobało mi się najbardziej




Mama 12 miesięcy widać że nie ma podobieństwa domałego Antosia. Dla mnie to czysty tatuś. Szczególnie z oczu.


Tu mam 4 lata tak jak Janek na powyższym zdjęciu, choć tu się Janko nie uśmiecha to widać podobieństwo, nawet bardzo jest podobny. Można porównać z jego poprzednimi zdjęciami. :D

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Mamo to ja Port Łódź

Przez wekend w łódzkiej Ikei można było zrobić sobie USG 4D, oraz odbyć konsultacje ze specjalistami z idzielania pierwszej pomocy noworodkowi, kąpania maleństwa, karmienia, chustowania, na temat wyboru wózka oraz zrobić sobię sesję z brzuszkiem.
Bardzo chciałam tam jechać w sobotę rano, ale niestety pojechałam do rodziców akurat mi się kończył przegląd i ubezpieczenie w aucie, więc zostawiłam dzieci z dziadkami i załatwiłam kilka spraw. Niestety albo i nawet stety okazało się że w samochodzie właśnie kończą się klocki  hamulcowe a nasz model auta ma tylko jeden czujnik z  reguły nie działający. Więc zostawiłam w sobotę o 7 auto na wymianę nieszczęsnych klocków, miało być w 2 godzinki zrobione a zeszło 6. Więc do ikei pojechaliśmy w niedzielę. Chiałam być na 10 ale wiadomo z dziećmi to można zaplanować. Mały przed wyjściem zrobił co nieco, potem musiałam zmieniać i prasować spodnie bo mały usmarował mnie jakiś jedzenie  (skąd on je wziął??????) ana koniec jak szykowałam picie do zabrania młodemu to zachlapałam bluzkę kompotem wiśniowym... Więc chcąc zdążyć ubranie włożyłam jak leciało i tu był mój błąd :) . Jak pech to pech.
W sumie Ikee mamy w tym samym mieście ale na jego drugim końcu więc przez centrum mamy jakieś 15 km i przed 11 dotarliśmy na miejsce. Antek spał w aucie mama przerzuciła go do wózka i udaliśmy się na miejsce.

Tam przemiła pani z Mamo to Ja wręczyła nam na powitanie reklamówkę z ulotkami i próbkami, że było duże zainteresowanieto za usg były zapisy. Szczęście w nieszczęściu zostały jeszcze dwa miejsca i około godziny 16 weszła bym właśnie ja. Hmmm czekać z dziećmi w centrum handlowym 5 godzin.... niestety nie jestem zwolenniczką całodniowych pobytów na zakupach tym bardziej z dziećmi. Jechać do domu i przyjeżdzać.... Gdyby było bliżej pewnie bym się zdecydowała. A tak to przecież musze jechać do domu zrobić obiad, podwyższone ciśnienie ostatnio znów dajemi się we znaki. Więc zrezygnowałam. Odbyliśmy krótkie zakupy, dzieci pobiegały po placu zabaw.

Niemniej jednak na miejscu były jeszcze różne stoiska dla  przyszłych mam.  Pani na nas popatrzyła ja z brzuchem do tego dwójka małych dzieci, trzecia była córka męża i skwitowała wózek macie, myć umiecie, hmmmm to możecie tranu spróbować. Ot całe atrakcje jakie nam zaproponowano. Z chęcią jeszcze poszłam do stoiska z pieluchami wielorazowymi i obejrzałam sobie co i jak  no i mężowi pokazałam. Chłopaki poszły jeszcze próbować cytrynowego tranu Molersa niestety Jankowi nie zasmakowało i zawartość wróciła do kubeczka.

Na koniec mieliśmy zrobioną sesję z brzuszkiem przez panią fotograf  :D i tu  matka zrobiła błąd ubierając co leciało, gdyby wiedziała to by i kieckę jakąś przybrała i but ładny a tak to poszła na łatwiznę i jak smerf wyglądała. No cóż poczekamy na zdjęcia i zobaczymy efekt końcowy.

Oczywiście nie odpuściliśmy małym zakupom. Mama sobie leginsiaki kupiła w H&M oraz Dwupak koszulek ciążowych z właściwie to po ciążowych ułatwiających karmienie piersią przeceniony z 99 na 10 więc nie można było ich tam zostawić na wieszaku.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Kryzys przedporodowy

Wczoraj dopadł mnie kryzys. Lubię oglądać historie porodów w tv głównie lecą na TLC. Była tam pokazana rozmowa pierworódki (przed porodem) z ordynatorem oddziału ginekologicznego gdzie zamierzała urodzić swojego synka. Pytania dotyczyły oczywiście przebiegu porodu, że statysztycznie pierwszy jest najdłuższy i najcięższy a drugi najszybszy i najlżejszy.  Pierwsze dwa mam za sobą no i było jak w statystykach. I od razu pojawia się w mojej głowie pytanie jak to będzie teraz. Skoro statystycznie ten lepszy poród mam za sobą, wiadomo to tylko statystyki. Ale spanikowałam. Zaczęłam intensywnie myśleć o porodzie. Przypomniały mi się bolesne skurcze. Im więcej myślę tym bardziej się boję. Nawet mężowi wieczorem powiedziałam że chyba chcę rodzić ze znieczuleniem. Choć najbardziej mnie bolało pierwsze 5 cm kolejne przyszły tak szybko że  pewnie znieczulenie nawet nie zaczęło by działać, ale to był drugi poród. Zamierzam rodzić w szpitalu w którym rodziłam już dwa razy, w moim rodzinnym mieście. A tam nie ma możliwości znieczulenia podczas porodu. Oddział ginekologiczny nie ma anestezjologa na stanie. Więc zaczęłam się zastanawiać czy nie zostać w Łodzi

Nie mogę sobie wybić tych myśli z głowy. A  wiem że takie myślenie nie pomaga a wręcz pogarsza sprawę. Choć wiem że to statystyki i wcale być tak nie musi. Może to być fantastyczny poród. Ale jednak cień wątpliwości się zasiał w mojej głowie i jest coraz większy.

Zabieram dzieci dzisiaj do dziadków. Mam nadzieję że się tam zrelaksuję spotkam ze znajomymi i przestanę myśleć.

A w sobotę w Porcie Łódź (ci którzy nie wiedzą to centrum handlowe) sklep Dekoraliki.pl będzie miał pokazy wiązania chusty, połączone z możliwością skorzystania bezpłatnie z USG 4D zamierzam się wybrać i  mam nadzieję że nie będzie dużych kolejek bo wtedy sobię będę musiała odpuścić.

środa, 23 kwietnia 2014

Święta nie za stołem.

Święta i po świętach. 
Dla mnie jak zawsze trwają zdecydowanie za krótko, ostatnie Boże Narodzenie ciągło się strasznie długo (przez pobyt w szpitalu)  
Kilka zdjęć z naszego świętowania-odpoczywania. Zdecydowaliśmy już jakiś czas temu że bedziemy sami z dziećmi. Mąż pracuje całymi dniami, niedziele szybko nam mijają. Od piątku mieliśmy go tylko dla siebie. Jasio codziennie pytał się po kilka razy tatusiu a ty naprawdę rano nie będziesz musiał iść do pracy. Synek nie dowierzał że może z tatą spędzić tyle czasu. Chodzili samotnie na spacery a mama odpoczywała gdy Antoś spał. Dzieci były zachwycone bardziej niż jakimś materialnym prezentem.  Święta spędzone aktywnie a nie za stołem.








Nieszczęsne lamy i murek z poprzedniego postu. 


Karmienie uchatek :D


Takie plansze lubię najbardziej  :) Całkiem realistyczne





Dzieciaki opanowały auto :D 


Pod blokiem w poszukiwaniu gołębi. 

W okół jest ich pełno a Antoś gania je całymi dniami.
Uwielbia zwierząta. W zoo piszczał przez całą wizytę.


Chciałam zrobić zdjęcie mazurka ale chwila nie uwagi i dekoracje zaczęły znikać


Świąteczne śniadanko :D




Gdzie jest Nemo :D


Mini zoo. Głaskanie kóz, owiec królików i gęsi. 



Promocja w Rossmanie. Matka zaszalała. 


poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Zasady dobrego zachowania w miejscach publicznych.

Wydawało by się że każdy z nas wie jak zachować się w miejscu publicznym. W miejscu gdzie przebywają też inni ludzie. Np w kościele, w parku, w zoo,na poczcie,  na placu zabaw, chociażby w sklepie osiedlowym czy markecie. Wymieniać można by bez końca, jako matka  wymieniłam te gdzie najczęściej bywam z dziećmi. Początkowo im tłumaczę, że się nie biega (niedotyczy placu zabaw :)), nie krzyczy, że trzeba uważać bo inne osoby też są wokół nas. To jak my się zachowujemy i wpoimy dzisiaj dzieciom, tak one będą się zachowywały w przyszłości.


Wczoraj byliśmy w zoo.
To że w zoo nie karmimy zwierząt wydawało by się że każdy z nas wie. No może poza mini zoo gdzie można dostać, kupić karmę i dać ją kozie czy królikowi. W różnych częściach zoo w wyznaczonej godzinie opiekun, bądź trener karmi zwierzaki specjalnym pokarmem. Część wybiegów jeszcze nie była otwarta,  wiadomo że są zwierzęta egzotyczne i one potrzebują cieplejszej pogody, część ze zwierząt może właśnie choruje, przechodzi szczepienia itp.
Lamy fajne, wyglądają na wesołe i skore do ludzi, chętnie podchodzą i wyciągają łepki w kierunku zwiedzających.  Wybieg jest tak umieszczony że są na wyciągnięcie ręki. I tu pojawia się problem. Ludzie karmili zwierzakim czym mieli, tylko po to żeby nie odeszły i można  było sobie zrobić zdjęcie. Byłam w szoku jak zobaczyłam że ludzie stawiają dzieci na murku a te dają lamom chipsy...... No po prostu padłam z wrażenia. Po pierwsze kto  daje zwierzakowi chipsy..... Po drugie stawianie dziecka 3-5 letniego a nawet mniejszych na murku z którego nie daj boże chwila nieuwagi i mogą spaść w zagrodę z lamami to duża nieodpowiedzialność a po trzecie dzieci karmią je z ręki. Lama zęby ma. Nigdy nie wiadomo jakich użyje. A jeśli przysmak chipsowy zasmakował i będą chciały więcej. i chwycą dziecko za rączkę.... Wole nie wiedzieć jakby to się mogło skończyć. Jeśli syn czegoś nie widział to tata go brał na ręce i mu pokazywał.  Nigdy nie stawiał go na ogrodzeniu z którego wiadomo każdemu mogłaby się podwinąć noga.
Rzecz następna to lama jej żołądek i chipsy. Nas nikt nie karmi sianem czy karmą dla zwierząt. Myślałam że dorośli są odpowiedzialni. Jednak po raz kolejny miałam przykład że swoim zachowaniem przyzwalają dzieciom na nieodpowiednie zachwanie.

W zoo są puszczone pawie które dumnie się przechadzają po ogrodzie. Żeby ludzie mogli je podziwiać. Pawi ogon robi wrażnie czy to na małymczy to na dużym. Przy pawilonach i zagrodach są umieszczone ławeczki,żeby można było przystanąć. W jednym z zakątków dwie dość młode pary z dziećmi paliły papierosa, szybko i nerwowo no bo przecież w zoo jest zakaz palenia, obok podszedł paw. Zainteresowany palącymi jeden z panów próbował poczęstować go papierosem paw był nawet zainteresowany propozycją ale niestety z za rogu wyłoniliśmy się my i inni zwiedzający. Jakby się to skończyło dla pawia, nie wiem ciężko powiedzieć. I kolejny raz rodzice pokazali dzieciom, że nie ma czegoś takiego jak zakazy i nakazy.

Przykro patrzeć na to wszystko, taki wypad powinien być radosy, wesoły i poza pokazaniem dzieciom zwierząt to swoim przykładem powinniśmy ich czegoś uczyć.  A nie pokazywać w jaki sposób łamać zakazy. Bądźmy odpowiedzialni za nasze pociechy, bo od tego zależy ich bezpieczeństwo.





środa, 16 kwietnia 2014

Dziecko zgubione w galerii handlowej!!!!!!!!!

Choć Jasio nie ma jeszcze 4 lat więc jest mały to czasem mam wrażenie że jednak jest już bardzo duży. Jego odpowiedzi na niektóre pytania, czy te które same zadaje często bardzo mnie zaskakują. A z drugiej strony rozpiera  mnie duma że moje dziecko jest już takie duże.
Ostatnio zadał mi bardzo ważne pytanie. Pytanie którym byłam zaskoczona ale jednocześnie cieszyłam się że Jasio je zadał i z niecierpliwością czekał na moją odpowiedź.

Mamo co mam zrobić jak się zgubię w sklepie???

I w mojej głowie od razu pojawiło się pytanie jak to moje dziecko zgubione, przecież ja zawsze go pilnuję i mam "oczy wokół głowy", że tylko nieodpowiedzialni rodzice gubią dzieci, a jednak po chwili ochłonęłam przypomniałam sobie że choć zawsze staram się z całych sił to są sytuacje których nie da się uniknąć, czy im zapobiec i zdaża się to nawet tym najbardziej odpowiedzialnym. Przytaczając tu choćby wypadek sprzed 2,5 roku gdzie schowałam przed Janem kawę żeby się nie poparzył, a on i tak znalazł sposób na sprawdzenie co tam mama schowała. Czyli tak na prawdę potrzeba dosłownie kilku sekund i tragedia gotowa.

Zapobiec niektórym rzeczom nie możemy ale możemy nauczyć dziecko i mu wytłumaczyć co powinno wtedy  zrobić i jak się zachować.

1. Po pierwsze nie panikować.
Wytłumaczyłam Jasiowi żeby się nie bał bo są ludzie którzy mu pomogą. I żeby nie płakał (wiem łatwo powiedzieć a pewnie sama bym się poryczała)
2. Poszukał dorosłej osoby i opowiedział że zgubił mamusię/tatusia.
Tłumaczyłam też że najlepiej gdyby poprosił o ochronę, policję (wiadomo dziecinie gubią się tylko w centrach handlowych)
3. Powiedział jak się nazywa mama,tata jak sam się nazywa.
To Jasio umie już od dawna. Ale są mniejsze dzieci które nie koniecznie mogą iść na współpracę, wiadomo mamy nie ma, dziecko płacze i  tu z pomocą mogą przyjść opaski, branzoletki dostępne na rynku na których możemy napisać, bądź wygrawerować nasze dane, dane dziecka. Typu numer telefonu do mamy taty. Imiona rodziców.

I w zasadzie to tyle punktów bo kolejny to czekanie, na mamę/tatę.

I choć napisałam ten post po naszej rozmowie i wytłumaczyłam co i jak to mam nadzieję że nigdy powyższe wskazówki nie będą ani nam ani wam potrzebne, poza celami edukacyjnymi jak to było u nas.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Zdjęcia Instagram

A teraz przyznać mi się kto na instagram do nas nie zagląda??? 


Nieładnie.

No dobra wiem nie wszyscy mają.

Więc wrzucam wam tu kilka naszych ostatnich zdjęć.





Antek i cukier.
Posmakowało


Nasze przytulaski.
Antoś uwielbia się tulić przytulać i ściskać.

Mama zauważyła jak bardzo dziub jej spuchł.
Jeszcze trochę i wszystko wróci do normy


Lody :D Nic dodać nic ująć.


Taaaaka rzeżucha nam urosła :)


Postrzyżyny przedświąteczne były w sobotę


Taką pachnącą przesyłkę mama ze streetcomu dostała.
Dwa pełnowymiarowe balsamy i 40 próbek. 
Są świetne.  


Gotowy na spacer :D 
Jak tylko powiem że wychodzimy to od razu stoi pod drzwiami


Na spacerku


Najmilsza część dnia 
Antośkowa drzemka


A tu Janek zawołała żeby mu zrobić zdjęcia a onporobi minki....
No i zrobił   :D

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Jak to jest z tym terminem porodu??????

No właśnie jak to jest z wyznaczeniem terminu porodu.  Zwykle na pierwszej wizycie, bądź drugiej (nie zawsze na 1 zakładają kartę ciąży) lekarz podaje nam przybliżony termin porodu. Lekarze zazwyczaj korzystają ze ściągawki gdzie zaznaczając pierwszy dzień ostatniej miesiączki magiczne kółko pokazuje im datę planowanego porodu czyli  korzystają z metody  Naegelego umieszczonej na prostej ściągawce. A na czym polega ta metoda stosowana już od XIX wieku. 
Reguła ta zakłada, że ciąża trwa 280 dni (odliczając kolejno od pierwszego dnia ostatniej miesiączki), 40 tygodni, czyli 10 miesięcy księżycowych. Wszystko byłoby pięknie, gdyby każda kobieta miała regularne, 28 dniowe cykle z owulacją występującą dokładnie w ich połowie, czyli w 14 dniu. Na dodatek, każdy miesiąc powinien trwać 30 dni a konkretnie 30,416 dni. 

Wzór wygląda tak: Termin porodu = pierwszy dzień ostatniej miesiączki + 7dni – 3 miesiące + 1 rok.
Jeśli nasz cykl jest dłuższy niż 28 dni, np 30 to te dwa dni różnicy dodajemy do otrzymanego wyniku, a jeśli krótszy np o dwa dni to dwa dni odejmujemy od otrzymanego wyniku.


Ale są przypadki że nie da się określić korzystając z powyższej metody. Np gdy mama  po ciąży nie zdążyła jeszcze mieć miesiączki  a tu niespodzianka i będzie kolejny dzidziuś lub gdy są one bardzo nieregularne. Tu na pomoc przychodzi nam urządzenie zwane USG, jedyny warunek to wykonanie go w pierwszym trymestrze.  Wtedy otrzymany wynik jest najbardziej prawdopodobny.   Po 14 tygodniu już na pierwszy plan zaczynają wychodzić cechy indywidualne naszego dziecka, a także choroby matki (nadciśnienie, cukrzyca) Np jeśli rodzice są drobni i nie wysokiego wzrostu to dzidiza będzie wolniej przybierała na wadze niż dziecko których rodzice są więksi. Więc otrzymany wynik możeodbiegać nawet do 21 dni różnicy.
Tu mogę podać przykład mojego  Antka. gdzie matka jego dziedzicząc po swoim tacie ma dość pokaźnych rozmiarów głowę :D i od 16 tygodnia jego główka była wyraźnie większa, od głowy rówieśników, a w 33 tc była już wielkości przeciętnego noworodka. Reszta ciała małego była w normie jaka jest przyjęta dla płodu w 33tc. Obwód główki podczas porodu w 37 tc to 37 cm. Dość sporo. Jak na niemowlaka.


Poza tym w internecie jest wiele kalkulatorów wyznaczających termin porodu, czy tydzień ciąży w którym aktualnie jesteśmy.

Mój termin porodu pierwszej ciąży miałam początkowo wyznaczony na 13 czerwca, później gdy zmieniłam lekarza on skorygował termin na 14 czerwca. Tego dnia też odeszły mi wody i niestety ale męczyłam się jeszcze do dnia następnego do 21. Można powiedzieć że mały się świetnie wstrzelił w termin jednak biorąc pod uwagę powyższą metodę termin powinnam mieć wyznaczony na 18 czerwca. Skąd ta rozbierzność nie mam pojęcia.
Antoś się urodził w 37tc więc tu rozpisywać się nie będę.
Teraz termin mam wyznaczony na 15 czerwca, jest on wyznaczony metodą opisaną powyżej. Kiedy będzie mały..... nie wiem ale mam nadzieję że się przed 1 czerwca nie urodzi.



piątek, 11 kwietnia 2014

2 miesiące

Zostały już jakieś dwa miesiące do porodu.
Młody dupinę wpycha mi pod sam żołądek i od czasu do czasu daje mi  po żebrach. Muszę wtedy przyjmować pozycję stojącą lub jak mam możliwość to leżącą. Najgorzej jest jak jadę autkiem tu możliwości ograniczone. Zawsze lubiłam spać na boku  i choć w poprzednich ciążach tego nie czułam to teraz leżąc na lewym boku czuję znaczną ulgę, jest mi mega wygodnie. Macica usciska widocznie na jakieś naczynia i niestety na moje jelita o czym już pisałam. Iniestety tak będzie dopóki macica się nie opuści.
Nad ranem czuję jak twardnieje mi macica, więc to pewnie skurcze przepowiadające. A od jakiegoś tygodnia, dwóch z piersi wydobywa się już siara. Jak tak dalej będzie to będę musiała niedługo wychodząc z domu wkładki laktacyjne brać żeby nie było wpadki.

Zabieram się do robienia  listy co będzie mi jeszcze potrzebne. Muszę wyciągnąć i uprać ubranka po chłopakach i dokupić to czego brakuje. Wiadomo nie wszystko będzie się nadawać. Póki co z nowych nabytków mamy laktator Medeli, który dostałam od znajomej.

Już nie mogę się doczekać jak zobaczę maleństwo. Choć wiem że będzie ciężko ogarnąć dom, starszą dwójkę i noworodka. Ale myśle że dam radę. Jaśko już jest taki duży, choć ma niespełna 4 lata to czasem mnie zaskakuje swoją wiedzą.







środa, 9 kwietnia 2014

Mama na szóstkę

Mama na szóstkę, czyli gadżety mamy.
Dzięki Budującej mamie która wytypowała mnie do zabawy polegającej na pokazaniu gadżetów które czynią ze mnie mamę na szóstkę.

1. Garnki, łopatki drewniane i  teflonowe, pojemniki do przechowywania.

Jak wiadomo mama gotować musi,  z dzieckiem na ręcach trochę ciężko... ale wystarczy dać mu garnek, łopatkę, łyżkę i pokazać jak się miesza (wrzucam wtedy mu ze trzy klocki do środka) albo mały sam robi sobię bębenki z garnków. Jeśli jest wpokoju to do przeżycia w tym samym pomieszczeniu długo znieść tego nie można dlatego drewniane i teflonowe lepsze niż metalowe bo robi mniej hałasu, ale dziecko zajęte a mama może w kuchni robić swoje. A jeśli  mu nie pasuje, i nie chce się bawić to sadzam sobie go obok na blacie pod samym oknem i daje pojemniki do przechwowywaniagdzie wsypuję garstkę rodzynek,suszonej żurawiny lub morele i mały siedzi przy mnie i  podjada.



2. Pendrive, dysk przenośny,youtube.

Wszystko wrzucam dojednego wora.
Mamy tam nagrane ulubione piosenki i bajki dzieci. podłączam do telewizora i wtedy oglądamy. Ja mam kontrolę nad tym co i ile dzieci oglądają,słuchają. Pendriva łatwiej ze sobą zabrać w podróż niż dysk. A jeśli nie mamy dysku pod ręką to zawsze youtube.com pomaga. Szczególnie w dalekiej podróży.





3. Telefon z aparatem.

Telefon, wiadomo matka w stałym kontakcie z tatą. A dodatkowo pod ręką zawsze ma aparart i może cyknąć jakieś zdjęcie dzieciakom. Od których jest zresztą uzależniona i dzieci mają kilka tysięcy zdjęć.
Wiadomo matka jak coś fajnego cyknie to i na instagram może wrzucić.



4.Zmywarka

Nie od dziś wiadomo matka zmywać nie lubi. Więc od dwóch lat jest po siadaczką zmywarki. Ułatwia życie oszczędza czas, Ja do swojej zmywarki wrzucam wszystko. Prócz drewnianych przedmiotów. Razem ze szklankami i talerzami wrzucam butelki MAM Antosia w których pije mleko, oczywiście specjalnie do tego przeznaczonych.




5. Kawa

Choć teraz nie mogę pić ze względów zdrowotnych, to poza ciążą uwilbiam swieżo parzoną kawkę a  właściwie jej zapach unoszący się o poranku w domu. Kawkę piję dopiero jak jest zimna (nie lubię ciepłej) Zawsze z mężem parzymy rano kawę i delektujemy się nią póki dzieci jeszcze śpią. Oczywiście jeśli uda nam się wstać przed nimi :D No i przede wszystkim daje matce kopa na resztę dnia.




6. Tata

Choć nie zawsze pod ręką, to jeśli jest to do niego woli się Antoś przytulić. To tata zabiera Janka ze sobą jak ma coś do załatwienia na mieście. To tata ma fajną torbę z narzędziami którą wykonuje różne prace domowe w asyście Janka. To tata umie zrobić na ścinie teatrzyk cieni, z liskiem, króliczkiem i orłem. To tata opowiada dzieciom bajki na dobranoc. To tata robi razem z dziećmi namiot z kołder.  A mama wtedy ma chwilę dla siebie.

A ja do zabawy mama na 6 nominuję:

http://slodkiepotwory.blogspot.com/
http://gabi-mum.blogspot.com/
http://babelkowyswiat.blogspot.com/

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Nie będzie....

Nie będzie różowych kokardek.

Nie będzie różowej sukienki.

Nie będzie lalek u nas w domu.

Nie będzie zaplatania warkoczy.

Nie będzie uczenia malowania paznokci.

Nie będzie tego jak i wielu innych rzeczy.

A czemu... a no bo w brzuchu jak część z was już wie siedzi  kolejny potemek płci męskiej.  Czy jestem rozczarowana.... Raczej nie. Choć chciałam córkę to czułam od początku że to właśnie będzie kolejny chłopak. Dla dziewczynki nawet bardzo nad imieniem debatowaliśmy. Miał być Franek ale się tyle tych Franków zrobiło  wokół że chyba zrezygnujemy. Pomysłów zbyt wiele nie ma bo nagle się okazało że wiele imion mi się nie podoba albo  mężowi. No cóż mamy jeszcze czas.

Co do samej wizyty u lekarza  to ciśnienie było niestety za wysokie  150/70 leki biorę regularnie 3x1 co 8 godzin ale widzę że powoli ciśnienie wzrasta. Jeśli będą takie skoki i na następnej wizycie też będzie podwyższone to dawka leków zostanie zwiększona i  na  kilka dni do szpitala będę musiała iść. Mam nadzieję że da się tego uniknąć.
Niestety ale robi mi się coraz ciężej, szybko się męczę i zaczynam źle czuć. Winowajcą według mnie jest właśnie podwyższone ciśnienie. Odpoczywam ile mogę, nie wychodzę sama na większe zakupy.   Do końca planowanego rozwiązania  zostało 9 tygodni....  Czas szybko leci.

Antek ostatnio strasznie marudny wręcz momentami nie do zniesienia przezta chorobę. Budzi się w nocy i płacze. W całej buzi miał afty,zresztą dzisiaj  widziałam kolejny nowy wykwit. Ponoć 10 dni ma to wszystko trwać, tak nam powiedziała na piątkowej wizycie pediatra. Mały był 3 dni tylko na mm i herbatkach owocowych. Apetyt już wrócił do normy więc wydaje mi się że i choroba już przemija, choć od dwóch dnido objawów dołączył mu wodnisty katar. Nie lubię jak dzieciaki chorują.

środa, 2 kwietnia 2014

Upalnie.... 38,5 stopnia

Oj tak u nas odponiedziałku wielkie upały całe 38,5 stopnia 3-4 razy dziennie. I to nie na żadnych wakacjach tylko w centrum Polski, w  mieście zwanym Łódź. Oj tak, a sponsorem wysokich wręcz tropikalnych temperatur jest nie jaka pani zwana potocznie Anginą.
Niestety dopadło i nas a od sierpnia dzieciaki zdrowe były. A w zasadzie najbardziej złapało Antosia. To on niestety tak gorączkuje choć dzisiejsza noc była już spokojna. Na obecną chwilę próbujemy leczyć go Neosine. To coś zwane lekiem jest paskudne jak pomyje wymieszane z jakimś detergentem. No i niestety muszę to wciskać mojemu dziecku 3x5ml więc łatwo nie jest. A uwierzcie mi że nic nie zabije tego paskudnego smaku. Jeślido czwartkuniebędzie poprawy to po antybiotyk idziemy czego bardzo nie chcę żeby mały znów grzybicy nie dostał. Do tego pijemy wapno bananowe, dzieci ulubione :) i nurofen forte truskawkowy. Jak Antek widzi że Janek coś pije to sam też chce. Więc wołam Jana i daję mu sok na łyżeczce a Antoś łyka wapno potem nurofenik. Na strzykawkę z lekiem źle reaguje ale inaczej nie zaaplikuję mu tego paskudztwa. Jasiodelikatniepokasłuje ale gardło czyste więc tylko Lipomal mu daję. Mnie drapie w gardle, ale póki co jest ok. Trochę czosnku, płukanie gardła roztworem soli i myślę że przejdzie.
W piątek mam USG a już odliczam godziny. Im bliżej tym coraz bardziej mi się dłuży.