Tyle się teraz słyszy o śmierci małych dzieci i niemowląt. Jako matka próbuje zrobić wszystko aby uchronić dziecko przed niebezpieczeństwem. Jednak jak sama wiem zdarzają sie nieszczęśliwe wypadki na które nie mamy wpływu.
Opowiem wam krótką historię mojego starszego synka. Dodam że nigdy nie czekałam na pogotowie, zawsze sama synka zawiozłam do szpitala. Ale wiem że nie każdy posiada auto bądź nie zawsze matka sama jest w stanie zawieźć dziecko do szpitala. Pierwszy raz jak trafił do szpitala miał 7 miesięcy i 2 tygodnie. Dostał w domu temperatury, biegunki oraz wyrzynały mu się u góry dwie jedynki i jedna dwójka . Temperatura między 39 stopni a 40. jestem w stanie lekami ją zbić na godzinkę spada do 37,5 i znów w górę. Pani pediatra kazała mu dawać napar z borówki i nurofen na zbicie temperatury. Jakby nie pomogło to za dwa dni przyjść spowrotem. Niestety nie pomagało ani trochę mały nie miał ochoty ani jeść ani pić, rano pojechałam do pediatry i zażądałam skierowania do szpitala bo z synkiem jest źle. Lekarka nie była skoro do wysłania go do szpitala powiedziała że sobie sami poradzimy. A ja widziałam że coś jest nie tak. W szpitalu okazało się że mały wymaga nawodnienia kroplówkami wzmacniającymi i kroplówkami z lekami przeciwbólowymi i przeciwgorączkowymi. Diagnoza odwodnienie i gorączkowanie było spowodowanie ząbkowaniem. Mały zrobił się weselszy po 2 dniach zaczął jeść a po 4 wypisali nas do domku. Niestety nie na długo po południu znów biegunki wróciły a w nocy mały zrobił się blady podkrążone oczy znów nie chciał jeść. Nad ranem znów pojechaliśmy do szpitala. Mały bardzo się odwodnił powtórzono wszystkie badania i okazało się że przy poprzedniej wizycie syn zaraził się rotawirusem. Czym byłam zdziwiona jak mógł się zarazić skoro cały czas byliśmy w izolatce.... Kilka dni leczenia nawadniania kroplówkami a jak mały zaczął jeść to ordynator wysłał nas do domu. Powiedział żebyśmy lepiej już stąd poszli bo znowu złapiemy coś innego. I się okazało że wcale się nie mylił. Syn zaczął kasłać i miał zmiany na płucach, przez trzy tygodnie brał zastrzyki ale to już w domu spędziliśmy.
Kolejny raz syn miał 14 miesięcy i wylał na siebie kubek z gorącą kawą. Akurat był u nasz szwagier próbował zadzwonić po pogotowie ale się okazało że był w takim szoku że nie potrafił odblokować swojego telefonu. Na szczęście z męże zachowaliśmy zimną krwią. Miskę z zimną wodą do samochodu 3 ręczniki. Szwagier moczył ręczniki, ja robiłam okłady, mąż kierował. Mamy to szczęście że mieszkamy niedaleko szpitala dziecięcego na Spornej w Łodzi. I jak się okazało dzięki temu co zrobiliśmy syn uniknął przeszczepu skóry. Pomimo iż poparzenie było nawet III stopnia. Dziś praktycznie nie ma śladu że coś się wydarzyło.
Jeszcze taki mały epizod niby nic nie znaczy ale wydaje mi się że gdyba zapalenie się rozwinęło mały również mógłby mieć problemy. Jan pewnego dnia zaczął wszystko co miał w zasięgu ręki wkładać do ucha tzn. próbował włożyć do ucha bo przeważnie były to zabawki dużo większe od otworu w uchu. Na drugi dzień to samo. Pomyślałam sobie że pewnie cobie coś włożył do ucha i mu przeszkadza. Zapakowałam go w wózek i popędziłam do pediatry. Pani nic nie widziała ale nalegałam więc dała skierowanie do laryngologa. I tu moje zdziwienie na wizycie okazało się że syn ma obustronne zapalenie uszu.... Nie gorączkował, nie płakał. A według lekarza powinien. I po raz kolejny przekonałam się że wszystko warto sprawdzić.
Kochani rodzice kiedy czujecie że coś jest nie tak warto sprawdzić kilka razy. Nawet jeśli lekarz nie widzi wskazań. Wskazania to nie wszystko. Matka najlepiej wie i czuje jaki jest stan maluszka. Jeśli jest coś niepokojącego warto sprawdzić.
Uważam że leczenie dzieci powinno być priorytetem a karetka zawsze powinna przyjechać na wezwanie rodzica. Bo jak przez telefon można wydać diagnozę. Nie zawsze zatroskany rodzić potrafi dobrze opisać sytuację która ma miejsce.
My jeszcze nie mieliśmy takiej sytuacji na szczęście.
OdpowiedzUsuńMy niestety ze starszym synem często mamy jakieś przygody. Młodszy póki co zdrowy :)
UsuńU mnie też było tak, że mój synek gorączkował miał skoki temp. od 37 do 40, ale nie zabrałam go do szpitala, zbijałam gorączkę po czym ta znów się podnosiła. Następnego dnia przeszło, to też był efekt ząbkowania, ale jakoś nie uznałam, że jest potrzeba wizyty w szpitalu. Poza tym, zarażenie się rotawirusem w szpitalu jest na porządku dziennym. Wiele razy o tym słyszałam.
OdpowiedzUsuńU mnie był strach spowodowany tym ze syn się zakrztusił. Pił picie z kubka i płyn wpadł do płuc. Zrobił się siny, ale sama jestem po kursie pierwszej pomocy i dałam radę, po tym wszystkim taka byłam zdenerwowana, że siadłam w kącie i płakałam...